18 listopada 2011

Ku pokrzepieniu ;-)

Jestem :-)
Wracam do pisania bloga.
Ułożyłam swoje życie na nowo i dobrze mi :-)
Ba! Ja nawet mogę powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwa :-)
Znowu się uśmiecham, mam ochotę tańczyć, śpiewam jadąc w aucie i mam pełno energii do zabawy z moim synkiem :-)
Wróciłam do mojego rodzinnego miasta, wynajęłam mieszkanie i cofnęłam urlop wychowawczy. Od 14.11.11 pracuję i nie powiem ale uwielbiam to.
Patrykiem zajmują się moi rodzice.
Na początku bałam się jak ta cała sytuacja wpłynie na dziecko ale śmiało mogę powiedzieć, że Patryk przystosował się wyjątkowo szybko.
Nie płacze jak wychodzę, za to chuligan nie chce iść do domu jak już wracam z pracy, tak mu dobrze u dziadków he he he
Ja też nie mam czasu aby rozmyślać o nim w pracy. Tak więc rozłąkę przeszliśmy wzorcowo :-)
Na razie wszystko idzie jak z płatka. Organizuję nasze życie i nawet mam czas posiedzieć wieczorami przy komputerze :-)
Nie ukrywam, że dużą a nawet przeogromną pomoc dostaję od moich rodziców i od rodziny.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże wnieść meble, ustawić antenę czy podłączyć internet ;-)
Mąż pisze codziennie smsy, interesuje się co słychać u mnie i u Patryka ale jest to zainteresowanie powierzchowne.
Był już raz w odwiedzinach u dziecka i zajął się nim dosłownie 4 minuty ale za to nie zapomniał o prezencie he he he.
Postanowiłam nie robić mu wyrzutów tylko doceniać drobne starania bo rozumiem, że na razie jest to dla nas wszystkich dziwna sytuacja.
Człowiek, który nie tak dawno był mi najbliższą osobą i ojcem mojego dziecka występuje teraz jako ktoś obcy (w sensie dla mnie) któremu robi się herbatę i gości ciastem 2 godziny, raz na dwa tygodnie albo i rzadziej.
Kiedyś opiszę całą tą sytuację między nami ale jeszcze nie teraz.
Teraz najważniejsza dla mnie jest moja rodzina, a więc JA I PATRYK! :-D

27 października 2011

Decyzja została podjęta...

Podjęłam decyzję o odejściu od męża.
W poniedziałek wyprowadzam się do moich rodziców i wracam do pracy.
Od nowego tygodnia zacznie się dla mnie nowy rozdział pt. "Samotne macierzyństwo"
Czy się boję? Boję się jak cholera!
Czy jest mi smutno? Już nie :-) Teraz patrzę w przyszłość z uśmiechem i wiarą, że będzie ok.
Będzie na pewno spokojniej i bez nerwów.
Mam dużo planów i pomysłów i chcę je realizować.
Coś jest w tym macierzyństwie, że daje niesamowitego powera do działania.
Tak więc moje drogie trzymajcie kciuki za mnie i mojego synka.

13 października 2011

Samotna mama?

Nie pisałam długo, bo życie zwaliło mi się na głowę z pełnym impetem.
W moim małżeństwie nie dzieje się dobrze i jestem na etapie rozważania odejścia od męża i ułożenia sobie życia samej z Patrykiem.
Nie powiem, jest to najtrudniejsza decyzja w moim dotychczasowym życiu, bo nie jest łatwo zdecydować, żeby twoje dziecko wychowywało się bez taty.
Z drugiej strony bez sensu jest wychowywać syna w małżeństwie bez miłości i wzajemnego szacunku.
Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że stanę przed takim dylematem gdy mój synek będzie miał zaledwie 16 miesięcy, no ale cóż...


29 sierpnia 2011

Gorący okres

U nas zaczął się gorący tydzień i nie chodzi tu o pogodę, bo ta jest pod psem :-(
Za chwilę kończą się wakacje i zaczynają wszystkie dodatkowe zajęcia w mieście :-)...no i właśnie trwają zapisy :-)
Postanowiłam, że w zimie nie będę siedzieć z Patrykiem w domu tylko wyjdziemy do ludzi i innych dzieci.
Zarówno jemu, jak i mi zrobi to dobrze :-)

Wynalazłam 4 formy aktywności dla rocznych dzieci w naszym mieście.

1. Basen
Od września w niedzielę będziemy chodzić całą rodziną na naukę pływania. Trochę mi godzina nie pasuje bo 13.30. Akurat o tej porze Patryk zawsze je obiad, no ale dla wyższych celów w niedzielę będzie go jadł o 14.30 :-)

2. Zajęcia muzyczne
Znalazłam szkołę muzyczną organizującą zajęcia dla maluchów od 5 miesiąca życia. Nie wiem na czym to będzie polegać ale zajęcia są za darmo więc żal by było nie skorzystać :-)

3. Zajęcia plastyczne
Klub malucha w naszym mieście organizuje takie zajęcie. Koszt na miesiąc to 130 zł ale w cenie są godzinne spotkania co tydzień plus po każdym spotkaniu pół godziny zabawy gratis w pokoju zabaw. Patryk bardzo lubi malować, robi to codziennie i zastanawiam się tylko czy tak bardzo lubi szorować kredką po papierze, czy bardziej bawi go gryzienie kredki gdy mama nie patrzy ;-)

4. Język angielski
Wybrałam szkołę uczącą metodą Helen Doron. Nauka polega na zabawie.

Generalnie to nie zależy mi na tym by Patryk był chodzącym geniuszem nim osiągnie wiek przedszkolny ;-)
Bardziej zależy mi aby miał kontakt z innymi dziećmi i by wyrabiał w sobie interakcje społeczne ;-)
I nie ukrywam, że i mi przyda się kontakt z innymi rodzicami bo inaczej zima zapowiadałaby się bardzo nudno i samotnie ;-)

9 sierpnia 2011

Chora :-(

Po synku nadszedł czas na mamusię :-(
Od dwóch dni masakrycznie boli mnie gardło i jestem tak słaba, że ledwo stoję na nogach.
Leczę się herbatką z cytrynką i miodem i psikaczem do gardła bo nie za bardzo mogę coś innego ze względu na karmienie.
Dziś powiedziałam basta i wezwałam na pomoc rodziców.
Oczywiście kochani wstali z foteli i w przeciągu godziny spakowani ruszyli w bagatela 500km podróż. Czy ja kiedyś pisałam jakich mam wspaniałych rodziców? :-)
Synka też mam kochanego bo dziś, jak już w ogóle opadłam z sił to całe przedpołudnie bawił się ładnie sam zabawkami tylko odrobinę grandząc :-)
Do małych przewinień zaliczam wyciągnięcie garnków z szafki i postawienie na ich miejscach autek (dobrze, że nie gotuję dziś obiadu), majstrowanie przy roletach, jak już roleta zsunęła się z impetem na sam dół to uciekanie z okrzykiem "mamo" do mnie i mocne przytulanie się.
Chyba nie muszę mówić, że oczywiście przez to przytulanie wszystko uszło mu na sucho ;-)
Teraz smacznie śpi, a ja czekam na moją mamusię z pyszną zupką.
Jednak dla dziecka mama jest zawsze oazą bezpieczeństwa i ciepła...nawet jak dziecko ma 30 lat :-P

4 sierpnia 2011

Kryzysowo...

U nas kryzys. Patryk od niedzieli ma rozwolnienie, a w poniedziałek doszła do tego gorączka. Nie śpię już 4 noc z rzędu i zaczynam czuć się jak na lekkim rauszu. Nawet już nie wiem czy to plus czy minus tej całej sytuacji ;-(

Za całe to zamieszanie winię ząbki bo na dolnych dziąsłach ma dwa wielkie guzy od idących...trójek.
Cholera jasna, jeszcze nie ma dwójek a tu proszę kły sobie idą. Podobno kły są najgorsze i wyżynają się na końcu, no ale oczywiście mojemu oryginalnemu dziecku wyrżną się jako drugie, zaraz po jedynkach :-)

Nie mogę nawet za bardzo narzekać, bo nawet wiem po kim to ma :-) Po Mamusi :-D
Mi pierwszy ząb wyszedł w 18 miesiącu życia i w dodatku ząbkowałam od tyłu! Miałam nawet swoją ksywkę u ortodontów "Dziwadło zębowe" Luzik! :-)
Skoro mamusia mogła dostawać zęby od tyłu to dlaczego synek nie może co drugi?

Najgorsze jest to, że muszę patrzeć jak mój maluszek cierpi i się męczy i nic z tym nie mogę zrobić, bo przecież nie wezmę dłutka i mu nie wyrżnę ząbków na wierzch :-(
We wtorek pojechaliśmy z Patrykiem do lekarza, żeby wykluczyć inne choroby i upewnić się, że to ząbki. Lekarka potwierdziła naszą tezę, przepisała leki na biegunkę i zaleciła podawać coś na wysoką gorączkę.

Dziś sytuacja jest nieco lepsza, bo gorączka zelżała i Patryczek ma tylko 37,5 C
Bidulek jest straszny. Cały czas popłakuje, mało je i najchętniej spędzałby czas u mamy na rękach, tak więc dom leży odłogiem, goście zaniedbani snują się z kąta w kąt, a mnie od tego ciągłego noszenia coś strzeliło w krzyżu.
Normalnie istny kryzys...

22 lipca 2011

Stan oblężenia ;-)

Od środy zaczęliśmy przyjmować gości i tak będzie przez następne dwa tygodnie. Pierwsi byli nasi znajomi z Warszawy, którzy przyjechali ze swoim synkiem na dwa dni. Pogoda wybitnie im nie sprzyjała, chociaż, zgodnie z obietnicą jaką im dałam, stałam na tarasie i odganiałam chmurzyska. No niestety, mój dmuch okazał się niewystarczający i dwa dni lało jak cholera a my zamiast włóczyć się po okolicy kisiliśmy dzieci w domu, za wyjątkiem drzemki w wózkach na tarasie. Muszę dodać, że synek znajomych jest rówieśnikiem Patryka.
Patryk, na początku (czytaj 1,5 dnia) był zachwycony towarzystwem kolegi. Ganiali razem po domu i ślicznie się bawili. Za to pod koniec mojemu synowi się odwidziało towarzystwo innej dzidzi i co kolega podchodził, żeby się pobawić Patryk zaczynał płakać i wołać "mamo".
No i rozumiecie faceta bo ja nie :-)
Jutro przyjeżdża do mnie moja kuzynka z dwójką dzieci i zostaje na dwa tygodnie, a w między czasie przyjadą jeszcze dwie koleżanki.
Szczerze powiem, że trochę się boję reakcji mojego dziecka na taki tłum w domu. Mam nadzieję, że da radę i będzie szczęśliwy bo będą dzieci i dużo cioć no i w końcu ma być pogoda więc znowu czas będziemy spędzać w ogrodzie i piaskownicy :-)
Ja jestem przygotowana, zapasy jedzenia zrobione, dom posprzątany, pokoje przygotowane, tak więc od jutra startujemy z gościną :-)
W końcu będę mogła robić grilla, bo samej dla siebie, jak mąż jest w pracy, to mi się nie chce, a tak wyżyje się robiąc szaszłyki, warzywka na grilla, chlebek z masłem czosnkowym, tzatzyki itd.
Oh yeah! :-)

14 lipca 2011

Piaskownica

Patryk dorobił się swojej własnej piaskownicy w ogrodzie.
Zastanawialiśmy się czy kupić mu drewnianą czy plastikową ale w końcu postawiliśmy na plastikową bo można ją przesuwać po trawie, tym samym nie niszcząc ogrodu mojemu mężowi ;-), a także można ją przykryć tak żeby żaden zbłąkany kot nie narobił nam do piachu :-)
Wczoraj był taki gorąc, że niewiele myśląc nalałam Patrykowi wody do pokrywki piaskownicy. I to był błąd, oj duuuży błąd.
Po kilku minutach pluskania się w wodzie mój synek wymyślił, że przecież najlepsza zabawa to sypanie piasku do wody. Po paru chwilach basenik zamienił się w bajorko, a moje dziecko w najszczęśliwsze na ziemi ;-)
Po następnych paru chwilach moja sukienka nosiła piaskowe ślady, a na piersi miałam odpitą piaskową rączkę, o nogach to już nawet nie wspominam :-) Na oknach balkonowych miałam błotne zacieki, ba nawet moskitiera nosiła ślady radości mojego dziecka :-)
W domu istna plaża, nawet w jednym garnku znalazłam piaseczek :-)
Gdy Patryk zakończył swoją demolkę, zabrałam go na obiad do domu, przebrałam w suche body i pieluchę. No ale po obiedzie poszłam powiesić pranie na ogród i...
mój pędziwiatr skrzętnie to wykorzystał! Nim zdążyłam zareagować moczył swoją pupę w basenie, a po sekundzie tą mokrą pupą poszedł i siadł do piasku :-D
Luuuuzik!!! :-D
Po południu pogoda się popsuła, zaczęło padać więc siedzieliśmy w domku ale nie nudziliśmy się ani troszeczkę.
Doprowadzenie okien, tarasu, domu i dziecka zajęło mi sporo czasu.
Dziś w nocy, kiedy Patryk płakał (tak nawiasem to chyba w końcu mu się dwójki wyrzynają) położyłam się u niego w pokoju i od razu wiedziałam, że materac u dziecka w pokoju też należy odkurzyć z piachu! ;-)

11 lipca 2011

Weekendowo...

Weekend był krótki, za krótki ale fajny jak nie wiem co. W czwartek okazało się, że mąż będzie musiał iść w sobotę do pracy, bo przylatuje w nasze regiony jego szef. Trochę nam to pokrzyżowało plany bo mieliśmy odwiedzić moich teściów na wczasach. No ale cóż, pogłówkowaliśmy trochę i wymyśliliśmy.

W piątek pojechaliśmy do Gdańska całą rodzinką i spaliśmy w hotelu. Dobrze, że Patryk uwielbia podróże i spanie w łóżeczku turystycznym bo nie mieliśmy z nim żadnych problemów. Bawił się ładnie w samochodzie ze mną we wszystkie możliwe zabawy jakie zdołałam wymyślić, a w hotelu dostał kaszkę, wykąpał się z tatą pod prysznicem , dostał cycusia i poszedł spać :-)
Rano mąż pojechał do pracy, a my ubraliśmy się i poszliśmy na śniadanie. Niuniek jak tylko zobaczył banany to zaczął krzyczeć na całą restaurację "nana" więc mogłam zapomnieć, że zje kanapeczkę. Opędzlował 3 połówki banana i tak tym swoim pałaszowaniem rozczulił szefową kelnerek, że ta przyniosła mu 5 misiów!!! Chyba nie muszę dodawać, że Patryk był wniebowzięty. On uwielbia misie :-) Na recepcji, przy zamawianiu taksówki zgarnął jeszcze jednego misia więc nasza kolekcja rozrosła się w straszliwym tempie ;-)
Ja, jako rasowa kobieta, stwierdziłam, że byłoby grzechem nie skorzystać z możliwości zakupów w większym mieście więc zaraz po śniadaniu pognałam z dzieckiem do galerii :-D
Zakupy udały się. Obkupiłam małego na wyprzedażach w Smyku, a sama między innymi, upolowałam buty w Aldo o połowę tańsze. Mąż jak nas zobaczył o 13.00 to się przeraził bo na wózku wisiało milion toreb z zakupami hi hi hi.

Po południu zawitaliśmy do teściów na szybką wizytę. Patryk bawił się z kuzynostwem w piaskownicy i robił to tak ładnie, że stwierdziliśmy, że już najwyższy czas sprawić mu jego własną w ogrodzie. W niedzielę kupiliśmy mu plastikową piaskownicę. Teraz tylko musimy dowieźć piach i będzie pełen wypas :-)
Muszę napisać, że w konfrontacji z innymi dziećmi w jego wieku nasz synek wypada jako bardzo grzeczne dziecko. Nie ucieka nam, nie włazi gdzie popadnie, nie pluje jedzeniem, nie bije, nie gryzie obcych (bo mamę a jakże ;-) ), nawet dzieli się czasami zabawkami albo po prostu miał taki spokojny dzień ha ha ha.

Wczoraj wieczorkiem zrobiliśmy sobie rodzinnego grilla. My z mężem siedzieliśmy sobie na tarasie, a Patryk ganiał po ogrodzie. Mam tylko jedno zdanie do dodania, otóż wypuściłam na ogród mojego synka, a wróciło coś czarnego, albo lepiej czarnego w zielone plamy :-D
Późny wieczór spędziliśmy na szorowaniu dziecka ;-)

4 lipca 2011

I po problemie :-)

Problem z kąpielą odszedł tak szybko jak się pojawił i do dziś głowię się co to było. Doszłam do wniosku, że może wanienka była już dla Patryka za ciasna i po prostu źle się w niej czuł. Po dwóch dniach horroru z kąpielą stwierdziliśmy z mężem, że nic na siłę. Jeden dzień, jak już pisałam wykąpałam się sama z Patrykiem, gdzie moje dziecko całą kąpiel ściskało mnie mocno za szyję. Następnego dnia do wanny wszedł mój mąż ale Patryk strasznie płakał i domagał się mamy, więc cóż było robić. Rozebrałam się i wskoczyłam do moich chłopaków. Patryk się uspokoił i kąpiel przebiegła bardzo spokojnie. Ja trzymałam małego pod paszki, a on bawił się z tatusiem. Pod koniec kąpieli to nawet chlapał jak nie wiem co. Kolejna kąpiel odbyła się już tylko z tatusiem i Patryk już szalał na całego. Chlapał wodą na twarz, lał prysznicem itd.
Od tej pory nasz syn uwielbia kąpiele i teraz mamy odwrotny problem, a mianowicie syrenę na pół osiedla jak go z wody wyciągamy :-)
Kupiłam małemu nowe zabawki do kąpieli tylko czekam aż przyjdą i boję się, że już go z tej wanny nie wyciągnę hi hi hi

1 lipca 2011

Problem z kąpielą

Od dwóch dni mamy gigantyczny problem aby wykąpać małego.
Od urodzenia Patryk kąpany był w wanience z dodatkiem płynu do kąpieli, a od kiedy siedzi w kąpieli towarzyszą mu zabawki typu książeczki i kaczuszki do wody. Patryk zawsze lubił się kąpać i nigdy nie mieliśmy w tym problemu, a tu nagle nasz syn na widok wanienki, wanny i wody dostaje ataku histerii.
Wczoraj gdy próbowałam go włożyć do wanienki moje dziecko dosłownie wisiało w poziomie, trzymając się mojej szyi, jak jakiś rosyjski gimnastyk i darło się na całe osiedle.
Stwierdziłam, że nic na siłę i zabrałam go do dużej wanny, rozebrałam się i weszłam z nim. Całą kąpiel Patryk trzymał mnie za szyję ale jak włączyłam prysznic i zmoczyłam mu nogę to mój syn uznał to za całkiem fajną zabawę więc chyba tak bardzo się wody nie boi. Już sama nie wiem co mam o tym myśleć.
Nigdy nam się nie zdarzyło wykąpać małego w za zimnej albo za ciepłej wodzie, nigdy nam nie upadł podczas kąpieli ani się nie podtopił więc nie mam pojęcia co się stało.
Zdecydowaliśmy z mężem, że będziemy go kąpać w naszej wannie i że na razie któreś z nas będzie z nim siedzieć. Zaopatrzyłam się także na Allegro w nowe zabawki do kąpieli, może one nam też trochę pomogą w zapanowaniu nad strachem mojego dziecka.

29 czerwca 2011

Moje karmienie piersią

Kocham karmić piersią!!!
Tak tak karmiłam, karmię i będę karmić piersią dopóki mi sił starczy albo syn zechce :-D

Zacznę od tego, że początki były trudne i nie chodzi mi tu o brak pokarmu, bo u mnie nie było z tym problemu, pomimo tego, że byłam po cesarce i pierwszy raz przystawiłam Patryka po 22 godzinach po porodzie. Patryk przez pierwsze 2 dni dokarmiany był butelką, a potem już ssał tylko pierś i więcej w swoim życiu mleka modyfikowanego nie wypił ;-). Oczywiście my, jako spanikowani, rozentuzjazmowani, początkujący rodzice zakupiliśmy wszystkie możliwe sprzęty do przygotowania mleka modyfikowanego i dwa rodzaje samego mleka, które nigdy nie zostały wykorzystane. :-D
Kłopoty zaczęły się po tygodniu kiedy moje sutki odmówiły współpracy i zaczęły niemiłosiernie boleć.
Jest to ból do wytrzymania, no ale jak karmisz średnio co 2-2,5 godziny to po paru dniach masz dość tupania nogami z bólu. Pomogły mi nakładki na sutki i tak karmiłam sobie Patryka do 4 miesiąca, aż mnie coś walnęło i z ciekawości podałam małemu samą pierś. Od tego czasu mój synek za żadne skarby świata nie chciał wziąć nakładki do buzi, tylko gołą pierś.
Problem z sutkami wrócił niczym błyskawica i doszło do tego, że moje piersi zmieniły się z krwawiące rany.
Odliczałam dni do końca 6 miesiąca, żeby z czystym sercem przestawić dziecko na butlę ale po dwóch tygodniach sytuacja się unormowała i nastała sielanka. :-)
Sądzę, że problem z piersiami wynikał z innej techniki ssania nakładek, a innej ssania gołej piersi. Patryk musiał się nauczyć prawidłowo ssać pierś i wtedy problem zniknął.
Jedno jest pewne, jakbym dorwała tego kto mówił, że na początku karmienie piersią nie boli to nie wiem co bym mu zrobiła. Boli i koniec ale jak kobieta chce karmić to przetrwa ten ból i tyle :-)

Na początku planowałam karmić pół roku ale im bliżej było do tego terminu tym mi bardziej miękła rura ;-) Po pół roku stwierdziłam, że będę karmić 10 miesięcy, a jak i one minęły to stwierdziłam, że będę karmić do roku. Dziś Patryk ma 1 rok i 1 miesiąc a ja dalej karmie i co najlepsze to dalej sprawia mi to przyjemność. Teraz stwierdziłam, że nie ma się co stresować i będę karmić dopóki mnie to nie zmęczy albo dopóki Patryk sam nie zdecyduje, że piersi już nie potrzebuje. :-)

Do takiej postawy skłoniło mnie moje doświadczenie.
Jeszcze do niedawna mój syn budził się kilka razy w nocy. Na wszystkich forach czytałam, że będzie tak się budził dopóki nie odstawię go od piersi. Dumaliśmy z mężem jak to zrobić i odkładaliśmy ten horror na później. W końcu stwierdziłam, że skoro nie chodzę do pracy i wstawanie nocne nie męczy mnie tak bardzo to poczekam cierpliwie, może Patryk sam wyrośnie z nocnego jedzenia i...nastąpiła miła niespodzianka!!! Odkąd wyluzowałam i zmieniłam podejście moje dziecko przestało się budzić w nocy. Nie wiem czy to mój spokój podziałał na niego tak kojąco czy może zgraliśmy się w czasie i jest to po prostu przypadek. Teraz zdarza się sporadycznie by Patryk obudził się w nocy. Najczęściej budzi się ok 6.30, dostaje cyca i śpimy razem do 8-9.

Poza tym doszłam do wniosku, że karmiąc jestem o wiele bardziej spokojna w sytuacjach stresowych takich jak ząbkowanie czy choroba bo wiem, że zawsze mam wyjście awaryjne w postaci cyca. Wiem, że jak już nic nie będzie działać to przy piersi moje dziecko zawsze odzyska spokój.

Obecnie karmię Patryka tylko rano lub w nocy. W ciągu dnia nie dostaje piersi i nie domaga się jej. Lubi sobie czasami pogłaskać mój dekolt ale nie szarpie mi bluzki ani nie płacze, że chce cycusia, tak więc uważam, że w moim przypadku, moje dziecko same zdecyduje kiedy przestanie ssać pierś, a ja boję się tylko jednego...że będę cholernie tęsknić za tymi chwilami bliskości kiedy jesteśmy tylko my dwoje i nic więcej się nie liczy :-)

Zaległości...

Oj długo mnie tu nie było, długo.
Czerwiec był miesiącem wrażeń i niespodzianek. Po urodzinach Patryka nadeszły urodziny mojego męża. Spędzaliśmy je w domku razem z moimi teściami. Był tort, w którego Patryk od razu włożył paluszki i zajadał ze smakiem i był oczywiście grill na tarasie w pełnym słonku :-). Patryk nacieszył się drugimi dziadkami i oczywiście rogi urosły mu do samego sufitu, no ale cóż ja mogę w obliczu miłości dziadków do wnuka ;-)
Po urodzinach nadeszła wspaniała dla nas wiadomość. Otóż mój mąż dostał w nagrodę od swojej firmy tygodniowe wczasy, wraz z rodziną, w Portugalii. Dostaliśmy przelot w obie strony, wielgachny apartament i samochód do dyspozycji. Wyżywienie zapewnialiśmy sobie sami. Nie muszę chyba pisać, że było bosko. Pogoda cały tydzień była iście wakacyjna, 30 C i pełne słońce.
Mieszkaliśmy w małej rybackiej wiosce więc codziennie raczyliśmy się rybkami prosto z morza :-) Patryk nie chciał za chiny ruszyć jedzenia ze słoiczków, które profilaktycznie dla niego zabrałam. Wcinał ryby razem z nami i aż mlaskał, tak mu smakowały :-)
Zwiedziliśmy troszkę miejsc ale nie za dużo bo z małym dzieckiem, w takie upały to średnia przyjemność gdzieś jeździć ale za to opalaliśmy się na plaży, pływaliśmy w basenie, pojechaliśmy do Aquaparku na zjeżdżalnie, zaliczyliśmy małe zoo więc atrakcji nie brakowało :-)
Z przelotem nie było żadnych problemów chociaż lecieliśmy z jedną przesiadką. Patryk uwielbia latać i w samolocie czuje się jak ryba w wodzie. Podrywa wszystkie stewardessy jak leci i dzięki temu zgarnia wszystkie możliwe gratisy he he he ;-) Ja standardowo przy starcie podaje mu pierś, a przy lądowaniu wodę do picia. Odpukać, jak na razie, nie mieliśmy problemów z uszami :-)
Mój synek powoli zaczyna mówić. Jego pierwszym ładnie powtórzonym słówkiem było oczywiście...AUTO!
Brum brum robi dosłownie na wszystkim. Kupiłam mu nocnik i oczywiście na nim też robi brum brum. Prawdziwy facet hi hi hi
Zrobił się z niego taki słodziak, że normalnie serce mi się czasami rozpływa ;-) Daje mi buziaczki, sam z siebie. Przychodzi do mnie, łapie moją twarz w swoje małe rączki, mówi z taką miłością "mamo" i daje mi buzi. A ja wtedy rozpływam się :-)
Obecnie ze względu na pogodę czas spędzamy głównie na ogrodzie, bawiąc się i ganiając po trawie :-), a ja powoli odkopuję się z zaległości w praniu, sprzątaniu no i blogowaniu :-)

1 czerwca 2011

Nowości

Mój synek zaczął świadomie wołać do nas "Tato" i "Mamo" i jest przy tym taki słodziutki, że nawet wybaczyłam mu, że pierwszy był "Tato" ha ha ha.

Poza tym w ostatnich dniach nauczył się wielu nowych rzeczy.
Mówi:
- ciocia, w jego wykonaniu brzmi jak "tota"
- kulka, która u niego brzmi jak "kuka"
- jak coś chce to pokazuje paluszkiem i woła "to"
- czasami woła też daj "da"
- jak się wygłupiamy to powtarza trzy "ssy" i cześć "ce",bo strasznie go te wyrazy śmieszą
- rozmawia przez telefon trzymając go przy uchu (ale tylko na niby bo jak już ktoś się odzywa to zwiewa gdzie pieprz rośnie :-D)

Ostatnio miała miejsce śmieszna sytuacja, kiedy to siedzieliśmy przy śniadaniu i mówię do Patryka
- Patryczku powiedz kulka
a Patryczek na to:
- Tata! :-D

Maluch nauczył się też wchodzić na kanapę i w związku z tym mam przerąbane, bo zawsze za zagłówkiem chowałam piloty, a teraz ten spryciarz je wyciąga i woła "ba" co oznacza, że mam mu włączyć bajki :-)

"Ba" oznacza też w jego słowniku balony, których po urodzinach zostało multum i którymi Patryk uwielbia się bawić. Czasami aż mnie ciarki przechodzą gdy patrzę jak się na nich kładzie brrrr. Na razie żaden nie pękł więc nie wiem jaka będzie reakcja jak już to nastąpi :-)

No i dalej ćwiczymy naukę chodzenia, chociaż jak się Patrykowi gdzieś spieszy to woli zasuwać na czworaka. Sam potrafi już przejść 10-12 kroczków :-)




24 maja 2011

Urodziny to bardzo szczęśliwy dzień :-)

21 maja Patryczek mój malutki skończył roczek. Patrzyłam na mojego synka i normalnie dziwiłam się, że to już!
To był cudowny rok. Pełen radości. Prawdą jest, że przy dziecku nie pamięta się tych złych chwil, nieprzespanych nocy, bolących i krwawiących piersi czy ekstremalnego zmęczenia. O porodzie już nawet nie wspominam. Ja pamiętam najbardziej tylko te super chwile, pierwszy uśmiech (do dziś pamiętam datę 25.06.2010), pierwsze słowo mama, pierwsze raczkowanie, no i...pierwszą przespaną noc (jezu co to było za szczęście, a jaka ja wyspana byłam) itd. :-D

Na urodziny przyjechali dziadkowie i babcie z obu stron, a także chrzestna Patryka z mężem i dziećmi więc impreza była przednia.
Podzieliliśmy imprezę na dwie części ze względu na solenizanta, który w dzień śpi.
Rano wspólnymi siłami udekorowaliśmy dom. Zamówiłam w internecie masę balonów, girlandy, baner z napisem "1st Birthday" i różne inne małe ozdóbki :-) Dom wyglądał super.

Po porannej drzemce Patryka wyszliśmy na ogród, bo pogoda dopisywała i właśnie tam nastąpiło wręczenie prezentów. Mój synek dostał:
- wielki dmuchany zamek od chrzestnej
- rowerek od dziadków mamy
- konik na biegunach od dziadków taty
- wielkiego michola od rodziców
Wszystkie prezenty okazały się hitem! Patryk aż piszczał z radości i co 5 minut zmieniał obiekt zainteresowania. Najpierw przytulał misia, za sekunde jeździł na rowerku by za 3 sekundy bujać się na koniku, a za następne 5 gramolić się na zamek. Do teraz mi się buzia śmieje, jak sobie przypomnę moje szczęśliwe dziecko.

Po prezentach nastąpiła chwila dla reportera ;-), a mój mąż w tym czasie rozpalał grilla.
Nie serwowałam typowego obiadu dla gości, podaliśmy różne rodzaje mięs z grilla, od karkówki, przez boczek, kiełbaski, kaszanki i szaszłyki drobiowe. Do tego przygotowałam sałatkę i tzatzyki. Goście zajadali wszystko ze smakiem i każdy był zadowolony :-)
Po południu solenizant musiał się zdrzemnąć, a jak się obudził to już czekał na niego tort. Tort był w kształcie samochodu. Niestety ktoś coś spaprał, bo jak mąż wiózł go z cukierni (może 5 minut drogi) to spłynęły przednie drzwi :-( Jednak postanowiliśmy nie przejmować się tym i nie psuć sobie dobrej zabawy. Tort był pyszny nawet z przednimi drzwiami na wysokości kół ;-) Dziadek miał robić zdjęcia z dmuchania świeczki, tak żeby nie było widać tych nieszczęsnych drzwi, no ale oczywiście wszystkie zdjęcia są z boku, właśnie centralnie na piękny bok BEZ drzwi ha ha ha.
Patryczek nie zdmuchnął sam świeczki chociaż trenowałam z nim dmuchanie i nawet mu czasami wychodziło. Zdmuchnęli ją wszyscy goście, bo mojemu synowi odebrało mowę jak usłyszał "100 lat" w wykonaniu naszej rodzinki ;-)

Na koniec dnia zrobiliśmy również wróżbę z kieliszkiem, monetą, różańcem i długopisem. No i maluch chwycił za długopis, a potem za monetę. Rodzina jednogłośnie zinterpretowała to, że bąbel będzie...prawnikiem ha ha ha.
Wieczorem zaserwowałam gościom zimny bufet, a mąż zajął się drineczkami. Chociaż alkohol serwował już od torcika ;-) ale wszystko z umiarem i bez pijaństwa :-), a mój Patryczek, po dniu pełnym wrażeń, padł jak naleśnik w łóżku. Mówię wam dosłownie jak naleśnik.. Był tak zmęczony, że zasnął w locie :-)
Starszyzna siedziała do późnych godzin wieczornych jedząc, pijąc i śmiejąc się. :-)

Krótko mówiąc urodzinki udały się!

PS. 15.05.2011 mój synek postawił pierwsze samodzielne kroczki. Teraz drepta pomału ale robi nie więcej niż 6-7 kroków na raz, potem kuca i dalej pędzi na czworaka. Oj! Coś czuję, że już bardzo niedługo skończy mi się sielanka, a zaczną gonitwy za pędziwiatrem ;-)

16 maja 2011

Przygotowania do imprezy roku :-)

Tak tak, przygotowania do urodzin Patryczka idą pełną parą.

Prezent już kupiony!
Jak już pisałam wcześniej, zakupiliśmy wielgachnego michola dla naszego syna. Miś leży ukryty w garderobie na górze i normalnie nie mogę się doczekać reakcji mojego dziecka. Mam nadzieję, że oszaleje z radości.

Tort zamówiony!
Spędziłam cały dzień buszując w necie i szukając dobrej cukierni. Nie znam jeszcze cukierni w tym mieście bo mieszkam tu całe pół roku. No ale wynalazłam jedną fajną co robi super torty. Zakupiłam jeden malutki na spróbowanie i w smaku był rewelacyjny. W sobotę pojechałam z mężem i zamówiliśmy tort w kształcie samochodu. Samochód będzie czerwony i na około niego będzie napis Roczek Patryka. Nie chciałam dawać napisu na torcie, bo jakoś tak na aucie mi nie pasował.

Dekoracje zamówione!
W necie zamówiłam dekoracje z balonów, banery z napisem 1st Birthday, niebieskie girlandy i full baloników :-) Mają przyjść za 3 dni. Szkoda, że nie znalazłam ładnych banerów z napisem Sto lat. Jakoś nikt nie produkuje ładnych ozdób w naszym języku :-(


Opcję na urodziny mamy dwie albo zrobimy je w domu (jeżeli pogoda nie dopisze) albo na tarasie (jak będzie słonko). Dlatego nie mam jeszcze zamkniętego menu, bo ono zależy od opcji urodzin. Jeżeli urodziny będą na ogrodzie to zrobimy grilla, a jeżeli w domu to muszę przyszykować inny ciepły posiłek, tak żeby mąż pół imprezy nie spędził sam na tarasie pilnując rusztu.

Na roczku będziemy tylko my i dziadkowie z obu stron. Dla chrzestnych i pozostałej rodziny mieszkamy po prostu za daleko :-( Rozumiem ich bo nikt przecież nie będzie jechał bagatela 500 km, na jeden dzień. Trochę szkoda ale i tak zamierzamy się bawić wyśmienicie :-)

Ja, jak przystało na młodą mamę ;-) kupiłam sobie piękną sukienkę w panterkę w Zarze. Do tego założę brązowe szpile i będę laska jak nie wiem co hi hi hi. Patryka zamierzam ubrać w koszulę, spodnie na kancik i muchę albo krawacik. Jeszcze ich nie zakupiłam :-(
Drugą opcję mam w szafie :-). Ostatnio w Berlinie kupiłam smykowi piękne spodnie w kratę, na kant z szelkami, do tego ma koszulę białą z krótkim rękawem i w środę mają przyjść buty w tym samym kolorze :-) Tak więc stresu nie ma :-)

Mam nadzieję, że urodziny będą dla mojego dziecka pięknym dniem.
Zdaję sobie sprawę, że raczej nic z tego nie zapamięta ale specjalnie dla niego zapiszemy mu tą uroczystość na kamerze i na zdjęciach, żeby w przyszłości mógł do niej powrócić :-)


8 maja 2011

Rajskie opowieści ;-)

No więc jesteśmy w prawie raju ;-). Prawie , bo nie ma z nami męża. Wrócił do domku i pojechał w delegację.
Patryk cały dzień korzysta z bezgranicznej miłości dziadków i bezlitośnie ćwiczy na nich wykorzystywanie swojego uroku osobistego ;-) Finał tego jest taki, że rogi już mu urosły na chyba 100 metrów. Do końca tygodnia przewiduję jakiś, bagatela, kilometr ;-) ale co tam...szczęście dziecka najważniejsze ;-)
Pozwalam im (czytajcie Patrykowi, jak i dziadkom) na takie zachowanie bo uważam, że dziadki są od rozpieszczania, a rodzice od wychowywania. Tak więc niech Patryk i dziadki cieszą się sobą do woli, a ja później jakoś przeżyję i nakieruję syna na właściwe tory ;-)

W niedzielę byłam z mężem w kinie na randce i normalnie była to najprawdziwsza randka pod słońcem. Było BOSKO!!! Byliśmy jedynymi ludźmi na sali, kupiliśmy miejsca w loży i jak para nastolatków przez połowę filmu...całowaliśmy się :-) Normalnie aż mi ciarki przechodzą jak sobie o tym pomyślę hi hi hi. Jak człowieka cieszą rzeczy, które stracił i na nowo odzyskał. Kino kiedyś, jak nie mieliśmy dziecka, było czymś zwyczajnym, a teraz? Teraz to święto, radość z bycia razem. Tak sobie myślę, że rodzicielstwo zabrało nam dużo swobody ale i wprowadziło w nasz związek powiew świeżości, bo znowu małe rzeczy jak kino potrafią wzbudzić w nas takie emocje :-) Normalnie czad! :-D

Po kinie poszliśmy na małe zakupy, jako że za dwa tygodnie Patryk obchodzi swoje pierwsze urodziny. Postanowiliśmy kupić mu ogromnego misia, bo on wprost ubóstwia misie, a te duże to wręcz kocha. No i zwariowani rodzice kupili mu takiego michola, że do auta ledwo wlazł. Jest mniej więcej mojego wzrostu, ma fioletową kokardę i jest prześliczny :-) Kosztował majątek ale mam to gdzieś. Patryk będzie zachwycony :-D

7 maja 2011

Jedziemy do dziadków

Wyjeżdżamy z Patrykiem na tydzień do moich rodziców. Mąż nas dziś odwiezie, a jutro wróci do domu. W następnym tygodniu jedzie na 4 dni w delegację, więc stwierdziłam, że nie chce mi się siedzieć samej w domu. U moich rodziców Patryk będzie miał jak w raju, ja troszkę odpocznę i pozwolę porozpieszczać się swojej mamie ;-), a przy okazji załatwię zaległe sprawy urzędowe i wszyscy będą zadowoleni :-)

Wpadłam też na super pomysł, że jutro zaproszę mojego męża do kina na jakiś poranny seans. Nie byliśmy w kinie od roku, bo Patryka nie mamy z kim zostawić, a poza tym jak był mały to jadł co 2-3 godziny więc nie miałam jak go zostawić nawet z moimi rodzicami :-) Sprawdziłam już repertuar i mam namierzone 3 filmy. Zabiorę ze sobą szpilki, obcisłe jeansy (jednym słowem się "wylaszczę") i normalnie pójdę z mężem na randkę o poranku ha ha ha

4 maja 2011

Gotowanie czas zacząć

Postanowiłam, że od dziś zacznę gotować obiadki dla Patryka. Do teraz zawsze dawałam mu słoiki bo bałam się, że podam mu coś czego nie powinnam albo, że nie tak ugotuję jak trzeba. Kucharka ze mnie średnia więc obawy miałam uzasadnione. Przemyślałam jednak temat dogłębnie i stwierdziłam, że Patryk skończył już 11 miesięcy i może już jeść dużo rzeczy więc mama zabiera się za gotowanie. Na razie będę robić potrawy z indykiem albo kurczakiem, a potem zabiorę się za schab albo cielęcinę. W niedzielę wybiorę się też do Makro bo tam mają ładne porcje mięsa i w dodatku co chcesz, nawet królika :-) Wynalazłam strony z przepisami dla maluchów więc przepisów mam pod dostatkiem, nawet na chleby i ciasta dla niemowlaków :-) No! Teraz proszę trzymać za mnie kciuki :-)

1 maja 2011

Nowe zabawy w naszym domu

Patryk nauczył się dwóch nowych zabaw. Przez ostatnie dni bawimy się w "proszę i dziękuję". Synek podaje mi jakąś zabawkę, a ja biorąc mówię "dziękuję". Za chwilę oddaję mu ją mówiąc "proszę", a on zaśmiewa się prawie do łez. :-)
Druga jego zabawa to przedrzeźnianie mamy. Tak tak :-) Bawimy się w taki sposób, że ja mówię "tak", na co maluch odpowiada "nee" i śmieje się patrząc mi w oczy ;-). W drugą stronę nie działa, bo Patryk nie umie powiedzieć "tak" hi hi.
Ale i tak czołową zabawą w naszym domu jest pospolite A ku ku. Nic go nie pobiło do tej pory i chyba długo nie pobije. Żebym nie wiem jak syn był zmęczony to A ku ku zawsze wywoła uśmiech na jego twarzy i błysk w oczkach :-)
Chuligan mi też dojrzewa, bo ostatnio wpadł na pomysł podchodzenia do laptopa od tyłu i klikania, a raczej walenia w klawiaturę zza ekranu, po czym uciekania gdzie pieprz rośnie z wielkim bananem na buzi :-D. Strasznie mnie to bawi, chociaż wiem, że nie powinnam mu na to pozwalać.

W związku z tym, że mój syn zaczyna chodzić zakupiłam mu pierwsze prawdziwe buty do chodzenia. Buty "Gucio". Nie pytajcie ile kosztowały, bo to jakaś masakra ale stwierdziłam, że dziecko buty do chodzenia musi mieć najlepsze, a ja najwyżej nie kupie sobie nowej pary szpilek ;-) Buty robione są na zamówienie i można je kupić tylko przez internet. Czas oczekiwania 3 tygodnie. Mam nadzieję, że są warte swojej ceny i całej tej otoczki :-) Nasze dostanę 18 maja i już nie mogę się doczekać :-)

29 kwietnia 2011

11 miesięcy

Jezus Maria kiedy to minęło. Dlaczego tak szybko? Stop! Mi się podoba bycie mamą niemowlaka! ;-)
Normalnie nie chce mi się wierzyć, że mój synek za miesiąc skończy roczek. Taki z niego duży chłopczyk, a jaki fajny. Z dnia na dzień robi się co raz bardziej kontaktowy i komunikatywny. Prawie codziennie zaskakuje mnie czymś nowym i umie już całkiem świadomie kokietować kobiety. Nie wiem skąd on tego się nauczył (bo z mlekiem matki tego nie wyssał przecież) ale podrywa kobiety jak rasowy Casanowa. Uśmiecha się zalotnie, trzepocze rzęsami, a jak potencjalna ofiara nie zauważa jego umizgów to zaczyna śmiać się w głos. Ostatnio tak podrywał celniczkę na lotnisku, że ta zamiast mnie kontrolować, zaczęła mi wózek rozkładać :-)
W ogóle synek mi rozweselał. Śmieje się teraz prawie cały czas, a najpiękniej jak się obudzi na spacerze. Wyszły mu dwie górne jedynki i wygląda jak Goofy z Disneya, więc możecie sobie wyobrazić mój zachwyt jak maluszek z zaspanymi oczkami wyszczerzy promiennie te swoje skarby :-)
W tym miesiącu nastąpiła też przełomowa chwila...otóż po 327 nieprzespanych nocach, moje dziecko spało do 6.30 rano bez żadnej pobudki. Mówię wam, nigdy w życiu nie byłam tak wyspana jak wtedy kiedy zobaczyłam 6 na zegarku. Potem były jeszcze 3 takie noce i znowu wróciliśmy do karmienia o 3 ale wstaję z pokorą bo mam nadzieję, że jednak wyrośnie z tego (byle szybciej niż po następnych 327 dniach, a raczej nocach)
W kwestii chodzenia też zrobiliśmy ważne postępy bo syn już stoi sam bez trzymanki i chodzi za jedną rączkę. Chodzi wprawdzie za tą rączkę jak pijany zając ale chodzi i to się liczy ;-) Mam nadzieję, że do roku pójdzie, a wtedy miejcie mnie w opiece wszyscy i wszystkie :-)
Z wypowiadanych słów doszło taś taś, które brzmi "ta ta" , konik i wtedy Patryk mlaska językiem. No z racji obecności dziadziusia to i dziadzia jako "dada". W świeta pojawiło się daj jako "da" oczywiście chodziło o...jedzenie :-)
W zabawie nowością jest umiejętność wrzucania klocków do pojemnika. Trudność mamy jeszcze w dopasowaniu kształtów do dziurek i nie możemy załapać, że jak wsadzimy rękę przez np. trójkącik to za chińskiego nie wyciągniemy przez nią gwiazdeczki :-)
Patryk uwielbia też samochody, ma ich już całą masę bo normalnie aż miło patrzeć jak go te zabawki cieszą. Jeździ nimi cały dzień, po całym domu i bardzo to lubi. Efekt końcowy tych jego wyścigów jest taki, że w każdym pomieszczeniu wieczorem znajdziesz zaparkowany samochodzik. Sprzątam je cierpliwie bo przecież radość dziecka najważniejsza.
Maluszek umie też już wszystko pokazać paluszkiem np. że chcę tę zabawkę, że mamy iść do łazienki, że chce dotknąć obrazu albo, że mama ma się napić z kubka :-) oooo i właśnie mi się przypomniało, że bardzo lubi pić z takiego normalnego kubka. Oczywiście nie umie jeszcze tego dobrze robić ale nie oblewa się za bardzo więc codziennie przy porannej kawie, ćwiczymy picie wody z dorosłego kubka :-)
Za niecały miesiąc wyprawiamy urodzinki dla naszego szkraba. Do tego czasu muszę wszystko zaplanować i zapiąć na ostatni guzik. Znalazłam już cukiernię, która robi torty w kształcie samochodów. Jutro ustalę sobie menu, a potem rozejrzę się za ozdobami urodzinowymi. Na imprezie będą dziadkowie i może dojedzie chrzestna z rodziną. Mieszkamy na drugim końcu Polski więc cała nasza rodzina ma problem logistyczny, no ale mam nadzieję, że chociaż skromnie to impreza będzie udana.

28 kwietnia 2011

Święta, święta i po świętach

Drugie święta w nowym domu. Fajne święta, takie rodzinne i spokojne. Fakt byli z nami tylko moi rodzice, teściowie stwierdzili, że za daleko ale i tak było super. W lutym dotarł, w końcu, stół do jadalni więc to były pierwsze święta u nas, kiedy nie trzeba było podnosić jakiś potraw z podłogi. ;-) Wcześniej dysponowaliśmy malutkim 4-osobowym stolikiem ale przynajmniej święta były z lekką nutką humoru i dowcipu he he he. Teraz już ucztowaliśmy jak na porządnych ludzi przystało :-D Patryk oczywiście nie przepuścił żadnej okazji do jedzenia, tak więc spróbował wszystkich świątecznych potraw, łącznie z żurkiem na śniadanie. No ale jak się ma w domu takiego głodomora, który je wszystko, wszędzie i o każdej porze, to nie mogło być inaczej :-)
W poniedziałek zaliczyliśmy też pierwszego w tym roku grilla. Był pieczony boczek i kaszanka. Oczywiście wyżej wymienionymi mój syn też nie pogardził ;-) Rodzice zostali do czwartku więc miałam okazję ich trochę wykorzystać. Tato poprzybijał i poskręcał wszystko co tego wymagało, mama zajęła się Patrykiem, tak że ja miałam czas na posprzątanie garderoby, no i zrobiliśmy przemeblowanie w pokoju dla gości. Jestem zadowolona z efektu końcowego. Patryk po wyjeździe dziadków jest mega upierdliwy. Tak go rozpieścili przez te dni, że teraz wszystko wymusza płaczem i cały czas chce być na rękach. Z jednej strony bardzo mi się to podoba bo cały dzień się przytulamy. Problem pojawia się gdy chcę coś zrobić np. w kuchni, a mały smyk mi ściąga portki z tyłka ;-) no ale uzbroiłam się w cierpliwość i stwierdziłam, że przeczekam go :-) Przed świętami mój syn skończył 11 miesięcy ale o tym w następnej notce. :-)

13 kwietnia 2011

Lato na koniec zimy :-)

Właśnie wróciliśmy z dwutygodniowego urlopu na Gran Canarii. Oczywiście było super bo jak inaczej miałoby być. Słońce, ciepełko, podgrzewany basen, sprzątają za ciebie, karmią najlepszymi rzeczami, a ty nic nie robisz tylko leżysz i doglądasz malucha jak ładnie bawi się w piasku :-) Oj super było, na prawdę.
Patryk to urodzony podróżnik. Lot w obie strony zniósł wzorcowo czyli zero płaczu, oglądanie obrazków za oknem, dwie drzemki przy cycusiu mamy i dużo zabawy na podłodze samolotu :-) Był tak grzeczny, że w nagrodę dostał piłki plażowe od stewardes :-) Dumna jestem z mojego synka jak nie wiem co.
Na miejscu też nie mieliśmy problemów. Całe dnie spędzaliśmy na basenach. W naszym hotelu były nawet specjalne baseny dla dzieci, gdzie woda miała 28 C więc syn mój nawet nie chciał słyszeć o wyjściu z wody, a jak już wyszedł to momentalnie padał spać :-)
Jedyny problem to były posiłki bo karmiłam Patryka zgodnie z jego schematem dnia, który nie pokrywał się z godzinami naszych posiłków i tak kiedy my jedliśmy Patryk akurat był już po swoim posiłku ale oczywiście darł się na całą restauracje, że chce to co my jemy. Cały hotel wysłuchiwał jego "amama" :-) Doszłam nawet do wniosku, że pierwsze jego świadome słowo to właśnie "amama" na jedzenie. Takie to mam żarłoka w domu :-) Nie znaleźliśmy innego sposobu na naszego krzykacza niż dawać mu po troszkę do spróbowania, a to rybki, a to mięska, a to truskawek z bitą śmietaną! Wszystko mu bardzo smakowało, a w restauracji nareszcie była cisza ;-)
Urlop szybko zleciał, a teraz walczę z toną prania i stertą prasowania :-)

PS>A dziś w nocy stał się cud...mój syn przespał po raz pierwszy całą noc od 21 do 6.30. Mama nie spała od 5.30 zastanawiając się czy jej dziecko jeszcze żyje ;-)

24 marca 2011

10 miesięcy za nami!

W pierwszy dzień wiosny mój syn skończył 10 miesięcy. Przyjrzałam mu się dokładnie przy porannej kawie i doszłam do wniosku, że normalnie nie wiem kiedy mi to maleństwo tak urosło. Raczkuje po domu z prędkością światła, otwiera szafki i wywala z nich całą zawartość, ostatnio nawet nauczył się otwierać szafkę z pokrywkami i tłucze nimi o podłogę z wielkim bananem na buzi. Stoi przy meblach i chodzi trzymając się nich. Kuca przy stole i bawi się z nami w a ku ku. Robi:
- kosi kosi
- pa pa
- jak głowa boli ( wiem wiem małego hipochondryka chowam ;-) )
- jaki dobry obiad
- jaki jestem duży
- kaszle jak zapytam jaki ma kaszelek
- wyciąga rączkę, żeby przybić piątkę
- naśladuje mrużenie oczek jak ktoś je zmruży (a słodki jest przy tym jak nie wiem co)
- jak czytamy bajeczkę to pokazuje paluszkiem na obrazki i mówi po swojemu :-)
Mówi:
- mama
- tata
- baba
- pupa (nie wiem skąd się nauczył ;-) )
- amama (jeść)
- pozostałe odgłosy nie da się zapisać ale jest ich sporo :-)
Jak jest śpiący lub głodny to nie płacze tylko przychodzi i mnie w brodę gryzie swoimi dwoma ostrymi zębami.
A tak na marginesie to uwielbia jeść. Je wszystko co mu dam, nigdy nie grymasi. Oczywiście jak my coś jemy to nie ma, że mu nie damy spróbować. Czasami powstrzymywaliśmy się, bo np. jedliśmy coś smażonego. Ale dochodziło do takich awantur, łącznie z wyciem i laniem grochowych łez, że trzeba było dać dziecku spróbować chociaż odrobinę. Generalnie wszystkie posiłki jemy razem, czasami, jak Patryk jest już po obiedzie to robię mu po prostu bułkę z masłem i udaję, że to nasz obiad.
No! Chyba wymieniłam wszystkie umiejętności jakie posiadł mój syn :-)
Dumna jestem w niego niesłuchanie i kocham go najmocniej na świecie!

23 marca 2011

Jednak urlop wychowawczy...

Troszeczkę pozmieniały mi się plany na ten rok. W kwietniu miałam wracać do pracy, a raczej iść do nowej pracy. W ubiegłym tygodniu okazało się, że w tej nowej pracy chcieli mi zaproponować od razu wyższe stanowisko, bo akurat człowiek im się zwolnił. Jednak pięknie było tylko na pozór, bo wyższe stanowisko to i większy rejon pracy...jedynie cała północna Polska. W praniu wyszło również, że poprzedni pracownik zwolnił się sam bo po prostu nie wyrabiał. No i ja po bardzo krótkim namyśle podziękowałam za nową pracę. Nie chcę by mój syn został sierotą przez to, że ja realizowałabym się na polu zawodowym. Nowa praca wymagała by ode mnie częstych wyjazdów służbowych, a to w obecnym czasie, gdy karmię piersią jest niemożliwe. Z początku było mi trochę przykro bo już nastawiłam się na spotkania z ludźmi itd ale już sobie z tym poradziłam. Pomyślałam, że z moim dzieckiem posiedzę w domu do końca roku, a potem będę miała jakieś 30 lat na robienie kariery ;-) Umówiłam się z moimi pracodawcami, że pod koniec roku zadzwonią, bo wtedy będą najprawdopodobniej mieć dla mnie miejsce w pracy, w rejonie mojego domu. Pożyjemy zobaczymy, a na razie zostaję Panią Domu i Matką Rodzicielką :-)

10 marca 2011

Samotna mama z mężem u boku ;-)

Wypełniałam dziś ankietę Bebilonu na temat powrotu mamy do pracy i uświadomiłam sobie całkiem dobitnie, że wychowuję syna praktycznie zupełnie sama. Mój mąż zazwyczaj pracuje od 8 do 19. w dodatku często dwa dni w tygodniu jest w rozjazdach. Codziennie kąpie Patryka i tak naprawdę to na tym się kończy jego rola w tygodniu.
W weekedny mąż mi trochę pomaga w opiece nad dzieckiem ale też nie za dużo bo nadrabia zaległości remontowo-budowlano-ogrodowo-samochodowo-garażowo-komputerowe ;-).
Rodziców i krewnych mamy na drugim końcu Polski, a i znajomych w nowym miejscu jak na lekarstwo. Wychodzi więc na to, że mając męża jestem samotną matką.
Broń Boże nie chcę uderzać w ton marudzenia i biadolenia na własny los. Ja po prostu stwierdzam fakt :-)
Zastanawiając się nad tym głębiej zauważyłam, że tylko ja karmię Patryka (nie chodzi mi oczywiście o cyca bo tu na szczęście jestem tylko ja ha ha ha), tylko ja go ubieram, zazwyczaj tylko ja się z nim bawię, tylko ja wstaję do niego w nocy (z racji cyca), ostatnio tylko ja mogę go położyć spać bo nasz syn nie akceptuje wieczorem innej osoby oprócz mamy i daje o tym głośno znać ;-)
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że mi to wcale nie przeszkadza. Ba! Muszę się nawet przyznać, że jest mi z tym dobrze bo w głębi duszy uważam, że wszystko przy Patryku zrobię najlepiej. Najlepiej go nakarmię, najlepiej ubiorę, najlepiej wykąpie (kąpie mąż ale ja robię to lepiej hi hi hi), najlepiej zaśpiewam kołysankę i w ogóle naj naj naj.
Czy ja jestem nadgorliwą mamą? Czy przy pierwszym dziecku około 30 tak się po prostu ma?

8 marca 2011

Pa pa dużego chłopca na Dzień Kobiet :-)

Mój synuś wczoraj po raz pierwszy zrobił sam pa pa. Najpierw zakomunikował mi "pa pa" po czym pomachał swoją małą rączką.
Teraz gdy go poproszę i ma dobry humor to robi pa pa na zawołanie :-)
Dodatkowo wczoraj sam też pokazał jaki jest duży czyli uniósł rączki do góry.
Normalnie taka jestem z niego dumna i taka szczęśliwa, że się tak fajnie rozwija, że normalnie zacałowałabym go na amen :-)
W dodatku za oknem świeci słonko i jest cieplutko więc normalnie podskakuję z radości. O!
A na Dzień Kobiet postanowiłam iż poczuję się kobietą w pełni. Położyłam chłopa mojego malutkiego spać, a sama zafundowałam sobie domowe spa czyli golenie nóg itd, peeling i maseczka na twarz, lakier na paznokcie i seksowna bielizna. Z tą bielizną to wpasowałam się całkiem nieświadomie do prezentu mojego męża więc wieczór mieliśmy bardzo udany ;-)

7 marca 2011

Jak ja wrócę do pracy?

Zbliża się termin mojego powrotu do pracy. Może nie powrotu, a raczej rozpoczęcia nowej pracy. W trakcie mojego urlopu macierzyńskiego przeprowadziliśmy się na drugi koniec Polski i byłam zmuszona zmienić pracę. Czekam teraz na sygnał kiedy mam się stawić i ze stresu obgryzam paznokcie.
Nie boję się nowych obowiązków czy tego czy dam radę.
Boję się zostawić Patryka. Boję się swojej tęsknoty za nim i jego tęsknoty za mną. Od czasu porodu nie zostawiłam go dłużej niż na 2 godziny, więc jak ja dam radę przeżyć 9 godzin z dala od mojego dziecka.
Pamiętam, że jak byłam w ciąży to wszystko wydawało się takie proste...rodzę dziecko, wracam do pracy i jest git. Teraz, gdy Patryk jest już z nami wszystko się zmieniło. Teraz on jest dla mnie całym światem, a nie jakaś praca.
Znalazłam już bardzo fajną nianię, taką, jaką chciałam czyli wesołą babcię. Będzie z nami na miesiąc przez moim powrotem do pracy, tak żeby ona i Patryk wzajemnie się do siebie przyzwyczaili i żeby stopniowo oswajać syna z moją nieobecnością. Mam nadzieję, że wszystko dobrze zaplanowałam i wszystko pójdzie gładko.
Im bliżej do pracy tym bardziej doceniam wspólne chwile. To, że mogę rano go wycałować, że karmię go, że razem idziemy na spacer, że pół dnia bawimy się przytulamy itd.
Jest jeszcze jedna sprawa...teraz to ja mam czas na zajmowanie się domem i dzieckiem i nie wiem jak ja sobie poradzę z tym wszystkim jak wrócę do pracy.
No ale cóż, my kobiety to twarde sztuki więc jak będzie trzeba to da się radę i tyle :-)

6 marca 2011

stópki...stópeczki ;-)

Nie wiem czy wszystkie mamy tak mają ale ja po prostu uwielbiam stópki mojego synka. Jest to moja ulubiona część jego malutkiego ciałka.
Pamiętam jak w 11 tygodniu ciąży byłam na usg genetycznym i wtedy po raz pierwszy zobaczyłam malutkie stopki mojego dziecka. Były już takie ukształtowane. Normalnie było widać każdą malutką kosteczkę. Patrzyłyśmy na nie z Panią Doktor i śmiałyśmy się, że rośnie chyba jakiś sportowiec bo ruszał nogami jak oszalały (zostało mu to do teraz, z resztą).
Potem jak Patryk się już urodził godzinami mogłam siedzieć i patrzeć na małe nóżki wystające z wózka. Uwielbiam je całować, wąchać i miziać. Są takie malutkie i słodkie.
A już w ogóle rozpływam się jak mój syn staje na tych drobinkach i próbuje chodzić.
Czy mi to kiedyś minie? No mam nadzieję, że tak, bo trochę wstyd by było zachwycać się stopą nr 43, na przykład ;-).
W każdym bądź razie na dzień dzisiejszy są jeszcze malutkie i mogę się nimi zachwycać do woli :-)

23 lutego 2011

Dlaczego rodziłam przez cesarskie cięcie...

Urodziłam Patryka przez cesarskie cięcie w jednym z lepszych szpitali w Polsce. Miałam cesarkę na życzenie, którą wykonywał ordynator oddziału położniczego. Nie zapłaciłam za nią ani grosza, ponieważ szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiłam na procesarkowego okulistę, którego własna żona 2 razy rodziła przez cesarkę na życzenie i który uważał, że jak kobieta chce tak rodzić to powinna. Wypisał mi ten okulista skierowanie na cesarkę za friko i życzył szczęśliwego porodu.

Od samego początku ciąży wiedziałam, że nie zdecyduję się na poród naturalny. Dlaczego? A no jest parę przyczyn.

Po pierwsze uważam, że cc jest bezpieczniejsze dla dziecka. Przy tych porodach baaaardzo rzadko zdarzają się komplikacje z dzieckiem. Za to nie można tego powiedzieć o porodach naturalnych, gdzie dość często słyszymy o niedotlenieniach, złamaniach obojczyków itd itp. W ciąży, z resztą teraz też, byłam zdania, że nie wybaczyłabym sobie gdyby po całych 9 miesiącach dbania o małą istotę coś miało jej się stać przy porodzie. Później okazało się, że zadziałał u mnie chyba 6 zmysł bo syn był bardzo owinięty pępowiną i lekarz stwierdził, że przy naturalnym porodzie groziło to zamartwicą. Jedynego czego się bałam to, żeby lekarz nie zaciął Patryka, bo córce mojego kolegi przy cc lekarze przecięli pośladek ale na szczęście wszystko było ok.
Patryk urodził się śliczny i zdrowiutki, dostał max punktów i już na intensywnej terapii mogłam się nim cieszyć do woli :-)

Po drugie uważam, że dla mnie osobiście, jako rodzącej, cc była lepszym rozwiązaniem. Po pierwsze nie musiałam się bać, że trafię na niemiły personel, który będzie się na mnie wyżywał przez długie godziny, a ja nie będę w stanie nic z tym zrobić. Poza tym nigdy do końca nie wiesz na jakiego lekarza trafisz przy porodzie,a w naszym kraju nader często zdarzają się lekarze, którzy za wszelką cenę będą przymuszać kobietę do porodu naturalnego.
Daleko przykładu takiej sytuacji szukać nie muszę. Dwa lata temu moja koleżanka rodziła w jednym ze szpitali powiatowych swoje pierwsze dziecko. Po 22 godzinach porodu, gdzie nie widać było postępu, zapadła wstępna decyzja o cesarce. Jednak w tym szpitalu pozwolenie na cesarkę musiał wydać ordynator, którego akurat nie było w pracy. W tejże sytuacji lekarz podszedł do rodzącej i powiedział, że albo się weźmie i wypcha dziecko albo je udusi. Koleżanka wypchała syna na świat ale do dnia dzisiejszego ma problemy ze zdrowiem i to poważne.
W Polsce zaleca się aby cc stanowiły 10% wszystkich porodów w danym szpitalu, a ja się pytam na jakiej podstawie ktoś to obliczył i jak może tego wymagać od dyrektorów placówki? A dlaczego nie ustanowili 15% czy nawet 30%? Dzięki temu potem w skrajnych przypadkach lekarze narażają nasze zdrowie by wyrobić normę.
Jestem też zdania, że nawet obecność mojego męża przy porodzie nie gwarantuje mi, ani dziecku bezpieczeństwa, no bo przecież ekonomista nie podważy zdania lekarza. Nie szukając daleko mam przykład mojej krewnej, która rodziła z mężem u boku. W obliczu braku rozwarcia, pan doktor wyprosił męża za drzwi i ręcznie starał się poszerzyć kanał rodny. Efekt - zmasakrowana szyjka macicy, wielkie problemy z utrzymaniem drugiej ciąży, planowany zabieg plastyki szyjki macicy bo grozi jej wypadnięcie macicy, a kobieta ma 35 lat.
Następnym czynnikiem, który zaważył na mojej decyzji był fakt, że moje ciało bardzo szybko regeneruje się, nigdy nie miałam problemów z babrającymi się ranami itd, a np. blizna po wycięciu pieprza prawie zniknęła, po roku od zabiegu i w dodatku nie rozciągnęła się podczas ciąży. Chociaż cc to operacja, a nie zabieg wycięcia pieprza to wiedziałam, że szybko dojdę do siebie. I tak było, na 3 dzień po porodzie wyszłam ze szpitala o własnych siłach, a po 2 tygodniach już nie pamiętałam, że mnie coś bolało :-)

No i ostatni fakt jest taki, że jestem straszną panikarą i jak sobie wyobraziłam, że popękam na dole, a potem będę miała zrobić siusiu to chyba walnę sobie w łeb. Ja nawet po cesarce bałam się iść do toalety :-)

Kończąc napiszę jeszcze, że strasznie wkurza mnie to, że w naszym kraju narzuca się nam kobietom jak mają rodzić. W Polsce ciężarne traktuje się jak półdebilki, którym trzeba nakazać jedyną słuszną drogę porodu.
Na zachodzie kobieta może sobie wybrać gdzie i w jaki sposób chce urodzić i nikt nie podważa jej decyzji.
Ja tam jestem zdania, że jak kobieta chce rodzić naturalnie to niech tak rodzi, jak chce rodzić w wodzie to też proszę bardzo, nawet w domu powinno się nam to umożliwić. Oczywiście nie biorę tu pod uwagę skrajnych przypadków gdzie istnieją wskazania medyczne do określonego porodu.

19 lutego 2011

Ostatnio z różnych stron słyszę jak ciężko jest być mamą i siedzieć z dzieckiem w domu. Kobiety skarżą się, że ta sytuacja je przygnębia, że nie czują się szczęśliwe w roli kury domowej a rutyna zabija w nich wszystko co najlepsze.
Ja nie mam i nigdy nie miałam takich odczuć. Cieszę się, że ominęła mnie depresja poporodowa, a i teraz po prawie 9 miesiącach siedzenia z Patrykiem w domu nie czuję, że życie omija mnie szerokim łukiem.
Zastanowiłam się nad tym i doszłam do wniosku, że może parę czynników na nasze samopoczucie po porodzie ma wpływ.
Uważam, że bardzo duży wpływa na taki stan rzeczy miał fakt, że od samego początku ciąży siedziałam w domu. Wierzcie mi, że zostałam zmuszona przez lekarkę do pójścia na L4 i ze stresu, że będę siedzieć w domu i nie będę miała co robić dostałam od razu opryszczkę na buzi (teraz się pukam w czoło jak o tym myślę ale tak było) Nie mniej jednak dzięki temu miałam czas na wyciszenie, przyzwyczajenie się do innego rytmu życia, do spokoju, a nie ciągłego biegu i masy telefonów. Przez te dziewięć miesięcy zdążyłam oswoić się z myślą o tym, że będę mamą i już nigdy nie będę sama dla siebie. Teraz jak wspominam tamten czas to stwierdzam, że to był najpiękniejszy okres w moim życiu i czasami tęsknię do bycia w ciąży ;-)
Drugim ważnym czynnikiem był mój mąż, który w pierwszych tygodniach życia Patryka stanął na wysokości zadania. Po pierwsze był cały czas ze mną w szpitalu, zajmował się Patrykiem od pierwszych chwil po narodzinach, wstawał w nocy, żeby go przewinąć itd. Rodziłam przez cesarskie cięcie i w pierwszych dniach ciężko było mi się ruszać.
Przez pierwszy miesiąc po porodzie mieliśmy do pomocy również moich rodziców. Mama gotowała dla mnie lekkie obiadki, a tato załatwiał wszystkie inne sprawy od zakupów po urzędy tak, że my mieliśmy czas tylko dla nas i naszego dziecka.
Przez to, że byłam otoczona troskliwą opieką już od drugiego dnia po porodzie zaczęłam dbać o siebie tzn układałam włosy, malowałam oczy, wcierałam w skórę balsamy itd. Wszystko po to by czuć się odrobinę piękna, chociaż jak brzuch po porodzie mi spadł to i tak czułam się jak młoda Afrodyta ;-)
Pamiętam jak na wizytę przyszła położna i widząc mnie powiedziała, że wyglądam kwitnąco :-)
I tak dbam o siebie codziennie , ostatnio zebrałam się w sobie i zaczęłam ćwiczyć (rezultaty już widać więc humor mi dopisuje). Czasami jak mam dość butów na płaskim obcasie i jeansów to zakładam sukienkę, kozaki na wysokim obcasie i idę z Patrykiem na miasto. Po jednym takim wypadzie jak nogi mi odpadają, a moja próżność jest dowartościowana odechciewa mi się być laską na jakiś czas ;-) Uważam, że te codzienne moje małe rytuały pomagają mi poczuć się kobietą zadbaną i atrakcyjną, a nie kurą domową w dresie.
Dzięki pomocy moich rodziców mieliśmy z mężem też czas na ułożenie sobie harmonogramu dnia i opieki nad naszym dzieckiem. Wyrobieniu sobie pewnych nawyków i tak po prostu z oswojeniem się z Patrykiem.
Ostatnim czynnikiem w końcu jest to, że z mężem jesteśmy oboje po 30. Myślę, że dorośliśmy do tego aby być rodzicami. Wyszaleliśmy się, pozwiedzaliśmy świat, 5 wanienka alkoholu się nam przelała ;-) i siedząc teraz w domu nie mamy poczucia straty. Z resztą prawie wszyscy nasi znajomi w tym samym czasie mają dzieci więc nawet nie mamy co tracić ;-)
Ja po prostu uważam, że na wszystko w życiu jest czas i w moim życiu jest teraz czas dla mojego dziecka. Nie w sensie takim, że poświęcam mu jeden rok swojego życia tylko w sensie, że mu go daję. Sama staram się cieszyć każdą wspólną chwilą, bo wiem, że jak wrócę do pracy to tych chwil będzie dużo mniej.

17 lutego 2011

Parę słów o mnie

Jestem 30-letnią mamą. Prawie dziewięć miesięcy temu mój świat wywrócił się do góry nogami przez mojego syna Patryka. Przed zajściem w ciążę byłam energiczną Panią Kierownik, w jednej z dużych korporacji. Mój dzień wypełniała mi prawie w całości praca, a telefon miałam włączony nawet w nocy. Żyliśmy z mężem intensywnie tzn. w tygodniu praca, w weekendy wyjazdy, restauracje, teatr, kino itd. Potem zaszłam w pierwszą ciążę. Oczywiście chciałam złapać wszystkie sroki za ogon i nie zrezygnowałam z pracy. Niestety w 7 tygodniu poroniłam. Lekarz powiedział, że jajo źle się wykształciło i nie było szans na prawidłowy rozwój ciąży. Po pół roku znowu zaszłam w ciążę. Tym razem od samego początku byłam na zwolnieniu lekarskim. Ciąża przebiegała bez większych problemów i była najpiękniejszym okresem w moim życiu!
W maju na świat przyszedł mój syn i zakochałam się w nim bez pamięci.
3 miesiące po narodzinach Patryka przeprowadziliśmy się z mężem do innego miasta, na drugim krańcu Polski. Mąż dostał awans. Kupiliśmy dom i staramy się urządzić nasze życie w innym miejscu. Nie powiem, żeby to było łatwe, no ale dajemy radę :-)
Obecnie jestem na urlopie wychowawczym i skupiam się na wychowaniu syna ale niedługo wracam do pracy.

Zaczynamy przygodę z blogowaniem :-)

Od dawna czytam blogi innych, teraz przyszedł czas spisania swojej historii :-)