23 lutego 2011

Dlaczego rodziłam przez cesarskie cięcie...

Urodziłam Patryka przez cesarskie cięcie w jednym z lepszych szpitali w Polsce. Miałam cesarkę na życzenie, którą wykonywał ordynator oddziału położniczego. Nie zapłaciłam za nią ani grosza, ponieważ szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiłam na procesarkowego okulistę, którego własna żona 2 razy rodziła przez cesarkę na życzenie i który uważał, że jak kobieta chce tak rodzić to powinna. Wypisał mi ten okulista skierowanie na cesarkę za friko i życzył szczęśliwego porodu.

Od samego początku ciąży wiedziałam, że nie zdecyduję się na poród naturalny. Dlaczego? A no jest parę przyczyn.

Po pierwsze uważam, że cc jest bezpieczniejsze dla dziecka. Przy tych porodach baaaardzo rzadko zdarzają się komplikacje z dzieckiem. Za to nie można tego powiedzieć o porodach naturalnych, gdzie dość często słyszymy o niedotlenieniach, złamaniach obojczyków itd itp. W ciąży, z resztą teraz też, byłam zdania, że nie wybaczyłabym sobie gdyby po całych 9 miesiącach dbania o małą istotę coś miało jej się stać przy porodzie. Później okazało się, że zadziałał u mnie chyba 6 zmysł bo syn był bardzo owinięty pępowiną i lekarz stwierdził, że przy naturalnym porodzie groziło to zamartwicą. Jedynego czego się bałam to, żeby lekarz nie zaciął Patryka, bo córce mojego kolegi przy cc lekarze przecięli pośladek ale na szczęście wszystko było ok.
Patryk urodził się śliczny i zdrowiutki, dostał max punktów i już na intensywnej terapii mogłam się nim cieszyć do woli :-)

Po drugie uważam, że dla mnie osobiście, jako rodzącej, cc była lepszym rozwiązaniem. Po pierwsze nie musiałam się bać, że trafię na niemiły personel, który będzie się na mnie wyżywał przez długie godziny, a ja nie będę w stanie nic z tym zrobić. Poza tym nigdy do końca nie wiesz na jakiego lekarza trafisz przy porodzie,a w naszym kraju nader często zdarzają się lekarze, którzy za wszelką cenę będą przymuszać kobietę do porodu naturalnego.
Daleko przykładu takiej sytuacji szukać nie muszę. Dwa lata temu moja koleżanka rodziła w jednym ze szpitali powiatowych swoje pierwsze dziecko. Po 22 godzinach porodu, gdzie nie widać było postępu, zapadła wstępna decyzja o cesarce. Jednak w tym szpitalu pozwolenie na cesarkę musiał wydać ordynator, którego akurat nie było w pracy. W tejże sytuacji lekarz podszedł do rodzącej i powiedział, że albo się weźmie i wypcha dziecko albo je udusi. Koleżanka wypchała syna na świat ale do dnia dzisiejszego ma problemy ze zdrowiem i to poważne.
W Polsce zaleca się aby cc stanowiły 10% wszystkich porodów w danym szpitalu, a ja się pytam na jakiej podstawie ktoś to obliczył i jak może tego wymagać od dyrektorów placówki? A dlaczego nie ustanowili 15% czy nawet 30%? Dzięki temu potem w skrajnych przypadkach lekarze narażają nasze zdrowie by wyrobić normę.
Jestem też zdania, że nawet obecność mojego męża przy porodzie nie gwarantuje mi, ani dziecku bezpieczeństwa, no bo przecież ekonomista nie podważy zdania lekarza. Nie szukając daleko mam przykład mojej krewnej, która rodziła z mężem u boku. W obliczu braku rozwarcia, pan doktor wyprosił męża za drzwi i ręcznie starał się poszerzyć kanał rodny. Efekt - zmasakrowana szyjka macicy, wielkie problemy z utrzymaniem drugiej ciąży, planowany zabieg plastyki szyjki macicy bo grozi jej wypadnięcie macicy, a kobieta ma 35 lat.
Następnym czynnikiem, który zaważył na mojej decyzji był fakt, że moje ciało bardzo szybko regeneruje się, nigdy nie miałam problemów z babrającymi się ranami itd, a np. blizna po wycięciu pieprza prawie zniknęła, po roku od zabiegu i w dodatku nie rozciągnęła się podczas ciąży. Chociaż cc to operacja, a nie zabieg wycięcia pieprza to wiedziałam, że szybko dojdę do siebie. I tak było, na 3 dzień po porodzie wyszłam ze szpitala o własnych siłach, a po 2 tygodniach już nie pamiętałam, że mnie coś bolało :-)

No i ostatni fakt jest taki, że jestem straszną panikarą i jak sobie wyobraziłam, że popękam na dole, a potem będę miała zrobić siusiu to chyba walnę sobie w łeb. Ja nawet po cesarce bałam się iść do toalety :-)

Kończąc napiszę jeszcze, że strasznie wkurza mnie to, że w naszym kraju narzuca się nam kobietom jak mają rodzić. W Polsce ciężarne traktuje się jak półdebilki, którym trzeba nakazać jedyną słuszną drogę porodu.
Na zachodzie kobieta może sobie wybrać gdzie i w jaki sposób chce urodzić i nikt nie podważa jej decyzji.
Ja tam jestem zdania, że jak kobieta chce rodzić naturalnie to niech tak rodzi, jak chce rodzić w wodzie to też proszę bardzo, nawet w domu powinno się nam to umożliwić. Oczywiście nie biorę tu pod uwagę skrajnych przypadków gdzie istnieją wskazania medyczne do określonego porodu.

19 lutego 2011

Ostatnio z różnych stron słyszę jak ciężko jest być mamą i siedzieć z dzieckiem w domu. Kobiety skarżą się, że ta sytuacja je przygnębia, że nie czują się szczęśliwe w roli kury domowej a rutyna zabija w nich wszystko co najlepsze.
Ja nie mam i nigdy nie miałam takich odczuć. Cieszę się, że ominęła mnie depresja poporodowa, a i teraz po prawie 9 miesiącach siedzenia z Patrykiem w domu nie czuję, że życie omija mnie szerokim łukiem.
Zastanowiłam się nad tym i doszłam do wniosku, że może parę czynników na nasze samopoczucie po porodzie ma wpływ.
Uważam, że bardzo duży wpływa na taki stan rzeczy miał fakt, że od samego początku ciąży siedziałam w domu. Wierzcie mi, że zostałam zmuszona przez lekarkę do pójścia na L4 i ze stresu, że będę siedzieć w domu i nie będę miała co robić dostałam od razu opryszczkę na buzi (teraz się pukam w czoło jak o tym myślę ale tak było) Nie mniej jednak dzięki temu miałam czas na wyciszenie, przyzwyczajenie się do innego rytmu życia, do spokoju, a nie ciągłego biegu i masy telefonów. Przez te dziewięć miesięcy zdążyłam oswoić się z myślą o tym, że będę mamą i już nigdy nie będę sama dla siebie. Teraz jak wspominam tamten czas to stwierdzam, że to był najpiękniejszy okres w moim życiu i czasami tęsknię do bycia w ciąży ;-)
Drugim ważnym czynnikiem był mój mąż, który w pierwszych tygodniach życia Patryka stanął na wysokości zadania. Po pierwsze był cały czas ze mną w szpitalu, zajmował się Patrykiem od pierwszych chwil po narodzinach, wstawał w nocy, żeby go przewinąć itd. Rodziłam przez cesarskie cięcie i w pierwszych dniach ciężko było mi się ruszać.
Przez pierwszy miesiąc po porodzie mieliśmy do pomocy również moich rodziców. Mama gotowała dla mnie lekkie obiadki, a tato załatwiał wszystkie inne sprawy od zakupów po urzędy tak, że my mieliśmy czas tylko dla nas i naszego dziecka.
Przez to, że byłam otoczona troskliwą opieką już od drugiego dnia po porodzie zaczęłam dbać o siebie tzn układałam włosy, malowałam oczy, wcierałam w skórę balsamy itd. Wszystko po to by czuć się odrobinę piękna, chociaż jak brzuch po porodzie mi spadł to i tak czułam się jak młoda Afrodyta ;-)
Pamiętam jak na wizytę przyszła położna i widząc mnie powiedziała, że wyglądam kwitnąco :-)
I tak dbam o siebie codziennie , ostatnio zebrałam się w sobie i zaczęłam ćwiczyć (rezultaty już widać więc humor mi dopisuje). Czasami jak mam dość butów na płaskim obcasie i jeansów to zakładam sukienkę, kozaki na wysokim obcasie i idę z Patrykiem na miasto. Po jednym takim wypadzie jak nogi mi odpadają, a moja próżność jest dowartościowana odechciewa mi się być laską na jakiś czas ;-) Uważam, że te codzienne moje małe rytuały pomagają mi poczuć się kobietą zadbaną i atrakcyjną, a nie kurą domową w dresie.
Dzięki pomocy moich rodziców mieliśmy z mężem też czas na ułożenie sobie harmonogramu dnia i opieki nad naszym dzieckiem. Wyrobieniu sobie pewnych nawyków i tak po prostu z oswojeniem się z Patrykiem.
Ostatnim czynnikiem w końcu jest to, że z mężem jesteśmy oboje po 30. Myślę, że dorośliśmy do tego aby być rodzicami. Wyszaleliśmy się, pozwiedzaliśmy świat, 5 wanienka alkoholu się nam przelała ;-) i siedząc teraz w domu nie mamy poczucia straty. Z resztą prawie wszyscy nasi znajomi w tym samym czasie mają dzieci więc nawet nie mamy co tracić ;-)
Ja po prostu uważam, że na wszystko w życiu jest czas i w moim życiu jest teraz czas dla mojego dziecka. Nie w sensie takim, że poświęcam mu jeden rok swojego życia tylko w sensie, że mu go daję. Sama staram się cieszyć każdą wspólną chwilą, bo wiem, że jak wrócę do pracy to tych chwil będzie dużo mniej.

17 lutego 2011

Parę słów o mnie

Jestem 30-letnią mamą. Prawie dziewięć miesięcy temu mój świat wywrócił się do góry nogami przez mojego syna Patryka. Przed zajściem w ciążę byłam energiczną Panią Kierownik, w jednej z dużych korporacji. Mój dzień wypełniała mi prawie w całości praca, a telefon miałam włączony nawet w nocy. Żyliśmy z mężem intensywnie tzn. w tygodniu praca, w weekendy wyjazdy, restauracje, teatr, kino itd. Potem zaszłam w pierwszą ciążę. Oczywiście chciałam złapać wszystkie sroki za ogon i nie zrezygnowałam z pracy. Niestety w 7 tygodniu poroniłam. Lekarz powiedział, że jajo źle się wykształciło i nie było szans na prawidłowy rozwój ciąży. Po pół roku znowu zaszłam w ciążę. Tym razem od samego początku byłam na zwolnieniu lekarskim. Ciąża przebiegała bez większych problemów i była najpiękniejszym okresem w moim życiu!
W maju na świat przyszedł mój syn i zakochałam się w nim bez pamięci.
3 miesiące po narodzinach Patryka przeprowadziliśmy się z mężem do innego miasta, na drugim krańcu Polski. Mąż dostał awans. Kupiliśmy dom i staramy się urządzić nasze życie w innym miejscu. Nie powiem, żeby to było łatwe, no ale dajemy radę :-)
Obecnie jestem na urlopie wychowawczym i skupiam się na wychowaniu syna ale niedługo wracam do pracy.

Zaczynamy przygodę z blogowaniem :-)

Od dawna czytam blogi innych, teraz przyszedł czas spisania swojej historii :-)